„Me Voy” to film, który przygląda się życiu młodych, zagubionych ludzi. Akcja filmu rozgrywa się w świecie pełnym kolorów i dźwięków. Klara (23) i Adrian (25) są parą. Wolny czas spędzają opiekując się psem oraz oglądając ulubiony serial telewizyjny z lat 90., którego akcja rozgrywa się w fikcyjnym raju. Napuszone i luksusowe życie bohaterów to także przestrzeń, w której mogą swobodnie wyrażać swoje emocje i uczucia. Dla Klary nieosiągalny model, do którego podświadomie dąży. Kiedy Adrian oświadcza się jej w niecodziennych okolicznościach, dziewczyna nie wie, jak sobie z tym poradzić. Zainspirowana serialem, próbuje zakończyć związek na różne, absurdalne sposoby.
Są młodzi, jeszcze studiują, a już przygotowują swoje pierwsze filmy i pod okiem profesorów uczą się praktycznych aspektów zawodu. Zmagają się z pierwszymi poważnymi wyborami producenckimi, doświadczają trudności, zazwyczaj jednak z zaciekawieniem podchodzą do wyznaczonego sobie zadania i z optymizmem patrzą w przyszłość. Tacy są producenci, których zaprosiliśmy do kolejnego odcinka cyklu. Jak wygląda praca z ich punktu widzenia? A także z perspektywy ich kolegów – studentów wydziałów operatorskiego i reżyserii Łódzkiej Szkoły Filmowej?
Wspólnie pracowali przy „Me Voy” – krótkometrażowym filmie dyplomowym w reż. Sary Bustamante Drozdek. Organizacji produkcji podjął się Eryk Siemianowicz, autorem zdjęć jest Adam Romanowski, montażystą Tomasz Naruszewicz, a muzykę skomponowała Martyna Kubicz (Min-t).
– Ciężko byłoby mi ocenić „Me Voy” pod względem plusów czy minusów – mówi Eryk, kierownik produkcji filmu i student Wydziału Organizacji Produkcji Łódzkiej Szkoły Filmowej. – Z cudowną ekipą, którą śmiało mógłbym nazwać rodziną, nawet największe wyzwanie było łatwe do opanowania – chwali kolegów i dodaje, że jak to w rodzinie, każdy ma swój charakter, humory i sposób działania, który nie zawsze musi odpowiadać reszcie, ale ostatecznie, wszyscy tworzą zespół, który na dobre czy złe, wspólnie pracuje na swój sukces.
Największym wyzwaniem przy „Me Voy” był dla pionu produkcji sam pomysł Sary i Adama na realizację filmu w filmie. – Nie chodzi tu o sceny, w których widzimy „ekipę” przy pracy. Nasza bohaterka, żyje na pograniczu dwóch światów: rzeczywistego oraz wyimaginowanego, do którego dąży. Wiązało się to z realizacją dwóch filmów jednocześnie, z których każdy był utrzymany w innym gatunku i opowiadany w innym języku.
Kolejnym wyzwaniem, patrząc z perspektywy realizacji studenckich, była ilość lokacji w filmie. – Dwadzieścia lokacji nie jest czymś wymagającym w profesjonalnych produkcjach, ale jeśli dodamy do tego limity w postaci dwunastu dni zdjęciowych po osiem godzin, sprawa zaczyna się lekko komplikować – śmieje się kierownik produkcji.
W jednej ze scen filmu bohaterowie uczestniczyli w imprezie na plaży nad morzem. Ostatecznie morze zastąpił klub nad Wisłą. – Największą obawą, którą mieliśmy razem z naszym koordynatorem Witkiem Franczakiem była liczba oraz „stan” osób, które mogłyby tego dnia korzystać z klubu, mimo że tego wieczoru był wyłączony z użytkowania. Klub znajdował się jednak w przestrzeni publicznej, więc całkowite zamknięcie tej przestrzeni nie było możliwe. W produkcji filmowej nigdy nic nie wiadomo i wszystko zawsze może się zdarzyć. Na szczęście dla nas, tego dnia w Warszawie, godzinę przed rozpoczęciem zdjęć, zaczął padać lekki deszcz i pewnie dzięki temu na plaży oraz w klubie nie było żywej duszy z wyjątkiem ekipy filmowej.
Po realizacji „Me Voy” Eryk pracował przy kilku etiudach. – Coraz częściej można zauważyć zmianę roli ekipy przy realizacji filmów studentów z niższych lat. Ich stosunek do ekipy jest czysto zawodowy, tzn. spotykamy się w miejscu pracy, realizujemy sceny, rozchodzimy się do domów i każdy żyje własnym życiem. Powoli zanika kultura tworzenia zgranego zespołu.
Rolę kierownika produkcji w szkole Eryk postrzega jak mediatora i pośrednika między Zakładem Produkcji Filmów Szkolnych, a studentami. – W tym przypadku musieliśmy znaleźć wspólny język między standardami przemysłu filmowego, a zasadami realizacji etiud filmowych w szkole – podkreśla.
Więcej w "Film& Tv Kamera" nr 1/2019