„Kamerdyner” w reżyserii Filipa Bajona jest filmem otwarcia tegorocznego, 43. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. opowiedziana z epickim rozmachem, inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia splątanych losów Polaków, Kaszubów i Niemców została przedstawiona na tle burzliwych wydarzeń pierwszej połowy dwudziestego stulecia.
Mateusz Krol (Sebastian Fabijański), kaszubski chłopiec, po śmierci matki zostaje przygarnięty przez pruską arystokratkę Gerdę von Krauss (Anna Radwan). Dorasta wpałacu. Rówieśniczką Mateusza jest córka von Kraussów Marita (Marianna Zydek). Między młodymi rodzi się miłość.
Ojcem chrzestnym chłopca jest kaszubski patriota Bazyli Miotke (Janusz Gajos), który podczas konferencji pokojowej w Wersalu walczy o miejsce Kaszub na mapie Polski, a potem buduje symbol jej gospodarczego sukcesu: Gdynię. Traktat wersalski, który daje Polsce niepodległość, sprawia, że von Kraussowie tracą majątek i wpływy. Wszyscy bohaterowie czują, że świat, który znali, wkrótce diametralnie się zmieni. Wśród żyjących obok siebie Kaszubów, Polaków i Niemców narasta najpierw niechęć, później nienawiść. Wybucha II wojna światowa. W Lasach Piaśnickich naziści dokonują mordu na ludności cywilnej – pierwszego ludobójstwa tej wojny.
Współautorem scenariusza do filmu „Kamerdyner” jest Mirosław Piepka, z którym rozmawia Jolanta Tokarczyk.
W jakich okolicznościach powstał scenariusz do filmu „Kamerdyner”?
Urodziłem się i wychowywałem w Kłaninie na Kaszubach, w tej samej miejscowości gdzie znajdował się pałac von Grassów, filmowych von Kraussów i gdzie miały miejsce wydarzenia, o których opowiadamy w filmie. Mój dziadek był nadwornym rzeźnikiem u von Grassów, a ojciec przed wojną, jako kilkuletni chłopiec, pasł u nich krowy. Ja zaś wychowałem się u dziadków na wsi i pamiętam jak wieczorami, przy świetle lamp naftowych, przysłuchiwałem się ich opowieściom. Dziadkowie wspominali czas przedwojenny, opowiadali o Gerdzie i Hermanie von Grassach oraz o ich dzieciach. Będąc już dziennikarzem i parając się reportażem prasowym zastanawiałem się czy nie warto byłoby napisać o tym książki, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego pomysłu. Kiedy z Michałem Pruskim pracowaliśmy później przy jednym z seriali, powróciłem do tego tematu i zaczęliśmy go wstępnie dokumentować. Wtedy jednak pojawił się pomysł na film „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł”, a kiedy projekt był w trakcie realizacji, otrzymałem informację o historii krakowskich przedsiębiorców poszkodowanych przez urząd skarbowy, na kanwie której powstał „Układ zamknięty”. Kiedy wreszcie skończyliśmy i ten film, producentka Olga Bieniek zmobilizowała mnie do pracy przy „Kamerdynerze”. Zaczęliśmy dogłębnie dokumentowa temat i okazało się, że jest to bardzo interesująca prawda o życiu dwóch narodów, których historia skrzyżowała się na niewielkim skrawku Kaszub. Zaintrygowało mnie szczególnie to, jak ludzie ci żyli ze sobą w różnych okresach historycznych. Doszedłem do przekonania, że dopóki w ich życie nie wkraczała polityka i nie powiewały wichry wojny, żyli w symbiozie, rodziły się drobne, choć niespełnione uczucia. Kiedy zaś do głosu dochodziła polityka, z przyjaciół stawali się zaciętymi wrogami, co doprowadziło między innymi do tragedii w Piaśnicy. Dotychczasowi znajomi zostawali antagonistami, a później sąsiad rozstrzeliwał sąsiada.
Staraliśmy się bardzo rzetelnie zdokumentować fakty wiedząc, że jeśli powstanie jakiś projekt filmowy, będzie musiał być poprzedzony dokładną wiwisekcją nie tylko w Polsce, ale i w Niemczech. Jest to przecież historia Kaszubów, a więc zarówno Polaków jak i Niemców. Z całą pewnością nie można jednoznacznie stwierdzić, że jedna nacja była tylko idealna, a druga – wyłącznie okrutna. Jak w każdym społeczeństwie i tu, i tam byli ludzie dobrzy i źli. Drugi powód, który zdopingował mnie do napisania scenariusza, to pewna luka filmowa odnośnie do tego regionu Polski. Śląsk ma swoją sagę w postaci filmów Kutza, Wielkopolska ma „Najdłuższą wojnę nowoczesnej Europy”, Mazurzy mają „Różę” Smarzowskiego, a Pomorze i Kaszubi nie mieli dotąd żadnego filmu. Oczywiście, powstało „Miasto z morza”, ale moim zdaniem temat, o którym rozmawiamy, był tam ledwie zarysowany, my zaś postanowiliśmy go zgłębić.
Wielokrotnie powołują się Państwo na fakty historyczne. Kto czuwał nad zgodnością przedstawionych w filmie wydarzeń z historią?
Akcja filmu rozpoczyna się jeszcze pod zaborem pruskim a kończy w 1945 roku. O faktografię historyczną dbał doktor historii Marek Klat. My zaś, ze współscenarzystą Michałem Pruskim, podzieliliśmy się pracą przy scenariuszu. Ja tworzyłem drabinki scen, dbałem o najważniejsze wątki i rozwój akcji, a Michał nadawał im formę literacką. Ponieważ zaś byłem dodatkowo współproducentem filmu, musiałem dbać również o aspekty producenckie. Z tego powodu, nawet kiedy mieliśmy bardzo atrakcyjną filmowo, ale kosztowną scenę i wiedziałem, że nie zmieścimy się w budżecie, musiałem myśleć, jak ograć ją w inny sposób. Wielokrotnie też zadawałem sobie pytanie czy widz zaakceptuje temat i będzie chciał obejrzeć film w kinie, czy uzyskamy odpowiednio wysoką frekwencję i czy będziemy mogli liczyć na przychylne recenzje.
Niektórzy scenarzyści czy nawet reżyserzy nie myślą o tym, czy temat, jaki podejmują w filmie jest pożądany przez widza oraz jak publiczność odbierze go w kinie. Rozpiętość oglądalności polskich filmów jest przecież ogromna, ale nie wszyscy, którzy zajmują się tą branżą mają świadomość, że film jest normalnym produktem rynkowym i musi sprzedać.
Wspomniał Pan o rodzinie von Grassów i ich dzieciach. Czy filmowi Marita i Mateusz odzwierciedlają ich losy?
Wytworem fikcji literackiej jest rozbuchanie miłości między młodymi. W rzeczywistości ta piękna miłość została zniszczona już na samym początku. Jako scenarzyści widzieliśmy jednak duży potencjał w rozwoju tego wątku, choć zawsze wiedzieliśmy, że nie będzie to miłość spełniona. Postać Gerdy von Krauss zbudowaliśmy natomiast na bazie losów dwóch kobiet: Gerdy von Grass i Otylii von Below. W rzeczywistości obie rodziny mieszkały w odległości około piętnastu kilometrów od siebie – von Grassowie w Kłaninie, a von Belowowie w Sławutówku. Każda z rzeczywistych postaci miała jednak jakiś brak pod względem dramaturgicznym, dlatego nie mogła funkcjonować w filmie samodzielnie i zdecydowaliśmy się je połączyć.
Film podejmuje nie tylko wątek miłosny, ale przede wszystkim odwołuje się do ogromnej tragedii, do jakiej doszło na Kaszubach w czasie drugiej wojny światowej …
Pierwszy masowy mord, jakiego dokonali naziści na ziemiach północnych w czasie II wojny światowej miał miejsce właśnie w Piaśnicy. W ciągu pięciu miesięcy w lasach piaśnickich rozstrzelano trzynaście tysięcy ludzi, a więc całą inteligencję Kaszubów. Jako pierwsi eksterminacji Kaszubów dopuścili się Niemcy, a potem w 1945 roku, kiedy wkroczyli Rosjanie, zaczęły się masowe gwałty, zabójstwa i wywózki na Syberię. Filmowym odzwierciedleniem tamtych tragedii są losy Gerdy von Krauss.
Dzieje mieszkańców tych ziem są strasznie zawikłane. W filmie pokazujemy na przykład żołnierzy Selbstschutzu, którzy pod nadzorem SS rozstrzeliwali ludzi w lasach Piaśnicy. Selbstschutz to jednak przecież organizacja złożona z Kaszubów, a to oznacza, że w tamtych czasach sąsiad stawał przeciwko sąsiadowi, Kaszub rozstrzeliwał Kaszubę. Kaszubi o tym wiedzą, ale muszą też mieć ogromną odwagę, aby o tym mówić.
„Kamerdyner”
Reżyseria – Filip Bajon
Zdjęcia – Łukasz Gutt
Scenariusz – Mirosław Piepka, Michał S. Pruski, Marek Klat
Scenografia – Zbigniew Dalecki, Paweł jarzębski
Dekoracja wnętrz – Anna Grabowska
Muzyka – Antoni Komasa-Łazarkiewicz
Kostiumy – Małgorzata Gwiazdecka, izabela Stronias, Małgorzata Braszka, Ewa Krauze, Magdalena Bem
Charakteryzacja – Mira wojtczak, Ewa Drobiec
Dźwięk na planie – Mirosław Makowski, Piotr Pastuszak,
Dźwięk postprodukcja – Kacper habisiak, Marcin Kasiński
Producenci – olga Bieniek, Mirosław Piepka
Produkcja – Filmicon Dom Filmowy