W czasie gdy wszyscy wspominamy Marcina, z ogromnym smutkiem przypominamy fragment jednego z wywiadów, jakiego udzielił nam po pitchingu „Demona” na Nowych Horyzontach w 2012 r. Marcin zbierał wtedy pieniądze na film, cieszył się z dofinansowania developmentu przez PISF, opowiadał o planach zagranicznej promocji. Pierwotnie planował, by to mała dziewczynka zawładnęła duszą dorosłego mężczyzny.
Oto, co mówił nam o „Demonie”: Zanim rozpocząłem prace przy „Demonie”, który jest moim trzecim filmem, długo poszukiwałem właściwego dla siebie projektu, spójnego z moimi wcześniejszymi pracami. Wraz z Tadeuszem Słobodziankiem, dramaturgiem i reżyserem, autorem m.in. „Naszej klasy”, wspólnie planowaliśmy sfilmowanie jego dramatu. Okazało się to jednak niemożliwe z powodu przeszkód prawnych, więc autor zasugerował inny projekt – adaptację sztuki teatralnej pod tytułem „Przylgnięcie”. Napisałem scenariusz, który opiera się na motywach opętania przez dybuka, ducha niewłaściwie pochowanej małej żydowskiej dziewczynki. Historię osadziłem w realiach współczesności. Mój bohater jest silnym mężczyzną, ale musi zmierzyć się z rzeczywistością, której nie zna, nie rozumie, która go przerasta. Pokazanie kontrastu między tymi dwoma postaciami – małą kruchą dziewczynką, która de facto zawładnęła dojrzałym mężczyzną, wydaje mi się w tym projekcie najbardziej interesujące. W filmie dotykam kwestii polsko-żydowskich, które jednak zostaną przedstawione inaczej niż to dotychczas miało miejsce w kinie – przez pryzmat kultury i duchowości. Przede wszystkim zaś wprowadzam dybuka, którego kino dotychczas pomijało. Chcę również poruszyć temat wyalienowania w społeczeństwie oraz mniejszości narodowych, a to zagadnienia uniwersalne.
Prace nad projektem rozpoczęliśmy z końcem 2011 roku. Chcielibyśmy, aby zaistniał na arenie międzynarodowej, a z uwagi na tematykę i międzynarodową obsadę (w filmie zagra m.in. aktor izraelski) jest to cel możliwy do osiągnięcia.
Dwa dni temu, gdy czekaliśmy na werdykt w Gdyni moglibyśmy spuentować rozmowę słowami Marka Grechuty: Ważne są tylko te dni, których jeszcze nie znamy. Dziś możemy tylko powiedzieć non omnis moriar