Reżyser, scenarzysta i producent Terry Gilliam uznawany jest za mistrza opowiadania niezwykłych filmowych historii. Jego filmy zyskują niecodzienną warstwę wizualną, jednak stylistyka autora takich filmów, jak: „Parnassus” (2009), „12 małp” (1995), „Fisher King” (1991), „Brazil” (1985) czy „Bandyci czasu” (1981), oceniana jest również jako hermetyczna, nieuwzględniająca gustów każdego widza.
Najnowszy obraz Terry’ego Gilliama „The Zero Theroem”, którego światowa premiera odbyła się we wrześniu 2013 roku podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji, pokazywany był również jako drugi film otwarcia zeszłorocznej 21. edycji festiwalu Camerimage w Bydgoszczy. Obraz, w którym występują takie gwiazdy, jak: Christoph Waltz, Melanie Thierry, Tilda Swinton czy Matt Damon, nie pojawił się jeszcze na ekranach polskich kin w powszechnej dystrybucji. Ci, którzy go widzieli przy okazji różnych festiwalowych pokazów, choćby pod koniec stycznia na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Göteborgu, chwalili stronę wizualną.
Z polskiej perspektywy
Z polskiej perspektywy warto zauważyć, że do postprodukcji efektów specjalnych użytych w „The Zero Theorem” zaangażowano wszystkie biura międzynarodowej grupy Chimney, łącznie z warszawskim. Wspólnie pracowano na ponad 100 ujęciami efektowymi, a polscy specjaliści wykonali znaczą część animacji 3D będącej składową efektów do filmu.
Historia opowiedziana w „The Zero Theorem” koncentruje się wokół postaci głównego bohatera Qohena Letha (Christoph Waltz), ekscentrycznego geniusza komputerowego dręczonego przez pytania natury egzystencjalnej. Stara się on rozpracować równanie matematyczne mające podobno ostatecznie ustalić, czy życie ma jakikolwiek sens.
W jaki sposób pracowano nad stworzeniem filmowej, futurystycznej wizji świata, w którym żyje główny bohater? – Chcąc jak najlepiej i jak najsprawniej wykonać zadania, które postawił przed nami reżyser, zdecydowaliśmy się wykorzystać potencjał wszystkich naszych europejskich biur. Wyzwaniem były szczególnie te sceny, których reżyserska koncepcja zmieniała się nagle i niemal w ostatniej chwili. Jednak przy pracy z takim geniuszem jak Terry Gilliam nie jest to nic zaskakującego, a stawiane przez niego coraz to ambitniejsze zadania działają na zespół bardzo motywująco – mówi Andreas Hylander, VFX producer z Chimneya.
Gigantyczna maszyna
Ekipy Chimneya pracowały nad „The Zero Theorem” przy wielu sekwencjach efektowych. Która była największym technicznym wyzwaniem? Andreas Hylander wskazuje na sceny, w których pojawia się gigantycznych rozmiarów komputer, na którym pracuje Qohen Leth. Jest to maszyna-potwór, olbrzymia, skomplikowana, mająca sprawiać wrażenie połączenia czegoś bardzo archaicznego w formie z najnowocześniejszą technologią, przez jednego z filmowych bohaterów określana jako urządzenie niezwykle inteligentne i nieustannie się uczące. Terry Gilliam zmieniał koncepcję artystyczną scenografii wielokrotnie. Inspiracją dla twórców były zdjęcia starej fabryki, na którą kiedyś się natknęli. Część elementów niezbędnych do nakręcenia tych scen została skonstruowana na planie filmowym, a wybudowany obiekt otoczono green screenem. Zdecydowano, że Chimney zajmie się „całą resztą” elementów tego filmowego tajemniczego wnętrza oraz oprawą futurystycznego komputera. W postprodukcji miały powstać efekty wizualne w ten sposób, by zrealizować wizjonerski zamysł reżysera.
Ostateczny wygląd tych scen to gigantyczna praca efektowa. W ten sposób musiały powstać tysiące widocznych na ekranie kabli, rur, śrub, belek i innych nieziemskich elementów, które w komputerową maszynerię oraz jej otoczenie miały wlać tajemnicze życie. Właśnie ta praca była jedną z najbardziej wymagających dla ekipy artystów pracującej przy animacji 3D.
Koncepcją tych ujęć efektowych filmu Gilliama zajmował się berliński oddział Chimneya. Natomiast cały trójwymiarowy model 3D wraz z teksturami powstał w Warszawie. – Jest to kolejny projekt, w którym skutecznie i z sukcesem połączyliśmy siły wszystkich biur naszej międzynarodowej grupy – mówi Marcin Drabiński, VFX supervisor, który w Chimney Poland nadzorował prace graficzne. – Dodatkowo praca przy takich ambitnych projektach jak ten daje wszystkim zaangażowanym satysfakcję.
Bryła, nad którą pracowała polska ekipa, została kilkakrotnie przemodelowana, gdyż koncepcja reżysera nieustannie ewoluowała w kierunku jeszcze bardziej rozbudowanej i złożonej konstrukcji. Oświetlenie cyfrowych scen efektowych i ich rendering odbywały się w Chimneyu w Sztokholmie.
Animacje na ekranach
Terry Gilliam i pracujący z nim włoski operator Nicola Pecorini znani są z wykorzystywania obiektywów szerokokątnych. Nie dziwi więc, że użyli ich także przy tym wspólnym projekcie. W „The Zero Theorem” posługiwano się często ultraszerokokątnym obiektywem 8 mm (typu rectilinear lens), który nie ma zakrzywień, potocznie nazywanych „fish-eye”, charakterystycznych dla typowych obiektywów szerokokątnych. Dodatkowo bardzo często filmowano kamerą z ręki, co oczywiście utrudniało pracę przy efektach na etapie postprodukcji.
Chimney odpowiedzialny był także za wykonanie na planie zdjęciowym wszystkich elementów graficznych i wizualnych widocznych na setkach różnych ekranów i monitorów pojawiających się w filmowej scenerii. Zadanie to należało do Borisa Nawratila i Davida Norda. Wspólnie z producentami zdecydowano, że późniejsze wstawianie tych elementów w ekrany na etapie postprodukcji byłoby dużo bardziej czasochłonne. Dzięki temu udało się uniknąć dodatkowych green screenów i trackerów, które byłby niezbędnym elementem przy założeniu, że obraz monitorów uzupełniano by później. Jak widać, poszukiwanie optymalnych rozwiązań jest zawsze w takich wypadkach wskazane. Wyświetlane na ekranach materiały były de facto krótkimi animowanymi sekwencjami, które pojawiały się w odpowiedniej kolejności, imitując prawdziwy, działający system operacyjny. Gesty aktorów (np. ruchy myszką czy dotknięcie klawiatury) powodowały wyświetlenie odpowiedniej sekwencji animacyjnej. Ten zabieg sprawił, że wszystko to, co widzimy, jest przekonujące i naturalne. Nie było żadnej umowności, żadnych odstępstw, jeśli chodzi o szczegóły. Po prostu „Zero Theorem” – zero kompromisów…
Hanna Sawicka
Z polskiej perspektywy
Z polskiej perspektywy warto zauważyć, że do postprodukcji efektów specjalnych użytych w „The Zero Theorem” zaangażowano wszystkie biura międzynarodowej grupy Chimney, łącznie z warszawskim. Wspólnie pracowano na ponad 100 ujęciami efektowymi, a polscy specjaliści wykonali znaczą część animacji 3D będącej składową efektów do filmu.
Historia opowiedziana w „The Zero Theorem” koncentruje się wokół postaci głównego bohatera Qohena Letha (Christoph Waltz), ekscentrycznego geniusza komputerowego dręczonego przez pytania natury egzystencjalnej. Stara się on rozpracować równanie matematyczne mające podobno ostatecznie ustalić, czy życie ma jakikolwiek sens.
W jaki sposób pracowano nad stworzeniem filmowej, futurystycznej wizji świata, w którym żyje główny bohater? – Chcąc jak najlepiej i jak najsprawniej wykonać zadania, które postawił przed nami reżyser, zdecydowaliśmy się wykorzystać potencjał wszystkich naszych europejskich biur. Wyzwaniem były szczególnie te sceny, których reżyserska koncepcja zmieniała się nagle i niemal w ostatniej chwili. Jednak przy pracy z takim geniuszem jak Terry Gilliam nie jest to nic zaskakującego, a stawiane przez niego coraz to ambitniejsze zadania działają na zespół bardzo motywująco – mówi Andreas Hylander, VFX producer z Chimneya.
Gigantyczna maszyna
Ekipy Chimneya pracowały nad „The Zero Theorem” przy wielu sekwencjach efektowych. Która była największym technicznym wyzwaniem? Andreas Hylander wskazuje na sceny, w których pojawia się gigantycznych rozmiarów komputer, na którym pracuje Qohen Leth. Jest to maszyna-potwór, olbrzymia, skomplikowana, mająca sprawiać wrażenie połączenia czegoś bardzo archaicznego w formie z najnowocześniejszą technologią, przez jednego z filmowych bohaterów określana jako urządzenie niezwykle inteligentne i nieustannie się uczące. Terry Gilliam zmieniał koncepcję artystyczną scenografii wielokrotnie. Inspiracją dla twórców były zdjęcia starej fabryki, na którą kiedyś się natknęli. Część elementów niezbędnych do nakręcenia tych scen została skonstruowana na planie filmowym, a wybudowany obiekt otoczono green screenem. Zdecydowano, że Chimney zajmie się „całą resztą” elementów tego filmowego tajemniczego wnętrza oraz oprawą futurystycznego komputera. W postprodukcji miały powstać efekty wizualne w ten sposób, by zrealizować wizjonerski zamysł reżysera.
Ostateczny wygląd tych scen to gigantyczna praca efektowa. W ten sposób musiały powstać tysiące widocznych na ekranie kabli, rur, śrub, belek i innych nieziemskich elementów, które w komputerową maszynerię oraz jej otoczenie miały wlać tajemnicze życie. Właśnie ta praca była jedną z najbardziej wymagających dla ekipy artystów pracującej przy animacji 3D.
Koncepcją tych ujęć efektowych filmu Gilliama zajmował się berliński oddział Chimneya. Natomiast cały trójwymiarowy model 3D wraz z teksturami powstał w Warszawie. – Jest to kolejny projekt, w którym skutecznie i z sukcesem połączyliśmy siły wszystkich biur naszej międzynarodowej grupy – mówi Marcin Drabiński, VFX supervisor, który w Chimney Poland nadzorował prace graficzne. – Dodatkowo praca przy takich ambitnych projektach jak ten daje wszystkim zaangażowanym satysfakcję.
Bryła, nad którą pracowała polska ekipa, została kilkakrotnie przemodelowana, gdyż koncepcja reżysera nieustannie ewoluowała w kierunku jeszcze bardziej rozbudowanej i złożonej konstrukcji. Oświetlenie cyfrowych scen efektowych i ich rendering odbywały się w Chimneyu w Sztokholmie.
Animacje na ekranach
Terry Gilliam i pracujący z nim włoski operator Nicola Pecorini znani są z wykorzystywania obiektywów szerokokątnych. Nie dziwi więc, że użyli ich także przy tym wspólnym projekcie. W „The Zero Theorem” posługiwano się często ultraszerokokątnym obiektywem 8 mm (typu rectilinear lens), który nie ma zakrzywień, potocznie nazywanych „fish-eye”, charakterystycznych dla typowych obiektywów szerokokątnych. Dodatkowo bardzo często filmowano kamerą z ręki, co oczywiście utrudniało pracę przy efektach na etapie postprodukcji.
Chimney odpowiedzialny był także za wykonanie na planie zdjęciowym wszystkich elementów graficznych i wizualnych widocznych na setkach różnych ekranów i monitorów pojawiających się w filmowej scenerii. Zadanie to należało do Borisa Nawratila i Davida Norda. Wspólnie z producentami zdecydowano, że późniejsze wstawianie tych elementów w ekrany na etapie postprodukcji byłoby dużo bardziej czasochłonne. Dzięki temu udało się uniknąć dodatkowych green screenów i trackerów, które byłby niezbędnym elementem przy założeniu, że obraz monitorów uzupełniano by później. Jak widać, poszukiwanie optymalnych rozwiązań jest zawsze w takich wypadkach wskazane. Wyświetlane na ekranach materiały były de facto krótkimi animowanymi sekwencjami, które pojawiały się w odpowiedniej kolejności, imitując prawdziwy, działający system operacyjny. Gesty aktorów (np. ruchy myszką czy dotknięcie klawiatury) powodowały wyświetlenie odpowiedniej sekwencji animacyjnej. Ten zabieg sprawił, że wszystko to, co widzimy, jest przekonujące i naturalne. Nie było żadnej umowności, żadnych odstępstw, jeśli chodzi o szczegóły. Po prostu „Zero Theorem” – zero kompromisów…
Hanna Sawicka