W poniedziałek 1 grudnia, w warszawskim Kinie Kultura, uroczystą premierę miał film dokumentalny Macieja Dancewicza „Jan Englert. Spróbuję jeszcze raz pofrunąć”. Bohater wieczoru, Jan Englert, zaznaczył przed projekcją, że ostatecznej wersji dokumentu do tej pory nie widział. – Marzę o tym, że ktoś mi przyłożył w tym filmie – wtedy będzie ciekawie – mówił pół żartem, pół serio w kuluarach.
Ze sceny podziękował gościom za przybycie. – To, że ta sala jest pełna, jest wzruszające – wyznał. Jest taki wiek, powiedział także, że jak sami się nie podsumujemy, to inni nas podsumują i zwrócił się do Beaty Ścibakówny, współproducentki filmu: – Dziękuję mojej żonie za to, że pozwoliła mi podsumować siebie samego bez mojego udziału, to znaczy z jej inicjatywy i dzięki pracy kolegów.
Jan Englert nie ukrywał zarazem, że nie przepada za odkrywaniem swej prywatności. – Na początku bardzo ciężko im było ze mną – wspominał pracę ekipy zdjęciowej – a potem się do nich przyzwyczaiłem. Niemniej wizyta u mnie w domu to było przełamanie wszelkich tabu. Naprawdę, co widać w filmie, byłem zaskoczony, że siedzą u mnie w domu.
Aktor, reżyser i pedagog podkreślił, że choć 62 lata w zawodzie to niewątpliwie czas skłaniający do podsumowań, to chciałby jeszcze popracować i kogoś zadziwić. – To jest zawód zespołowy – mówił – który wymaga serdeczności odbiorcy. W Kinie Kultura serdeczności wobec Mistrza nie zabrakło. Przeciwnie, jego żart, że ten film to dopiero pierwsza część, wzbudził żywiołowy entuzjazm sali, na której zasiedli przyjaciele i współpracownicy bohatera wieczoru, a także wielbiciele jego niezwykłego talentu. „Premiera pięknego, mądrego, pełnego humoru i autentyczności filmu o Janie Englercie. Wspaniały obraz, któremu się wierzy” – napisała Maja Komorowska w mediach społecznościowych, wyrażając tym samym powszechną opinię obecnych na premierze widzów. Film dystrybuowany będzie w kinach studyjnych.















